(Zdjęcia: Facebook Instytut Festival 2022 | Krystian Pakieła)
W pociągu miałem wrażenie, że wybieram się na Instytut czwarty albo piąty raz. Pewnie trochę przez to, że samą „markę z piorunem” znamy od kilkudziesięciu lat dzięki wydarzeniom przy ulicy Mory. Muszę jednak przyznać, że z Twierdzą Modlin też wiążą mi się już jakieś bardziej wyraziste emocje. Dopiero tak przeliczając czas „na spokojnie” jak to się mówi, okazało się, że owszem cztery lata temu byliśmy w Twierdzy pierwszy raz, ale za nami dopiero trzecia edycja eventu po dwóch „straconych” przez pandemię latach.
Więc to pierwsze spostrzeżenie to działa na plus, bo w murach Twierdzy poczułem się jak „na starych śmieciach”. Choć podróż w kierunku stolicy trochę została zakłócona nieprzyjemną wiadomością o odwołaniu występu Amelie Lens. Temat był obrabiany przez wszystkie przypadki w każdej klubowej społeczności, ale z drugiej strony pisanie o tegorocznej edycji bez wspomnienia o tym wakacie byłoby nieobiektywne.
Zdarzało się odwołać jakiś występ tu i tam, zdarzało się też na ostatnią chwilę. Zawsze był to ból dla fanów konkretnego artysty, ale różnica jest taka, że nigdy nie towarzyszyły temu tak skrajne emocje. Amelie poinformowała w piątek popołudniu o swojej poniedziałkowej operacji (z tego co zrozumieliśmy po czasie, chodziło o ząb, infekcję i chyba jakieś wyrywanko). Tylko problem był taki, że Amelie odwołała… tylko występ w Polsce.
No i bądźmy szczerzy, patrząc na jej rozpiskę festiwalową (czwartek na OffSonar (Hiszpania), piątek na Summer Story (Hiszpania), sobota na Secret Project (Portugalia), każdy zdroworozsądkowy fan wiedział co się święci. Niby wiedział, ale TROCHĘ SIĘ ŁUDZIŁ. I wielu będąc na Instytucie widziało równolegle storiski Lens z tych festiwali i te opisy „No words! Secret Project Festival was amazing!”. Belgijka tłumaczyła, że nie może za dużo podróżować przed wspomnianym zabiegiem, więc ogarnie tylko Portugalię i Hiszpanię.
No chciałby człowiek zrozumieć, na pewno życzyliśmy jej zdrowia mnóstwo, ale było po prostu… jakoś tak przykro. Jak Twój przyjaciel, co nie przyjechał na Twoje urodziny, bo w niedzielę miał robotę, więc w sobotę poszedł „tylko do pubu” z innym kolegą. Bo na melanż to już by nie dał rady.
To po pierwsze, a po drugie… (drugie będzie na końcu, taką klamrę mi się wymyśliło).
Skoro już napisałem, że w Twierdzy można poczuć się jak w bezpiecznej, domowej przestrzeni, bo miejsce generuje wyjątkowy klimat, to od razu szybkie zmiany na plus. Fajnie, że były depozyty. Nie korzystałem, ale fajnie, że były. Fajnie, że można było dojechać z Warszawy autobusami z Młocin, bo to poszerza możliwości noclegowe i w ogóle możliwości osób, które chciałyby spędzić na Instytucie np. tylko jedną noc.
Te opaski do płacenia… ja też oceniam fajnie. Płaciło się zbliżeniowo mikroczipem z nadgarstka, wpłata przebiegała szybko, barmani chętnie mówili ile środków zostało. W tym roku w Europie te opaski weszły już w „życie” na dobre i dobrze, że my też powoli się do nich przyzwyczajamy. Kasa wiadomo odpada, żetony to już przeżytek, to dzielenie, gubienie, liczenie… Wydaje mi się to optymalne. Za kilka lat pewnie będzie można podpiąć do swojego Revoluta taką opaskę i w ogóle będzie prosto i przyjemnie.
W kwestii autobusów: temat trzeba dopracować, bo pierwszy z nich podjechał pod bramę Twierdzy, a np. już powrotny stał kilkaset metrów w lesie przy ulicy, więc gdyby nie autopilot i klasyczne „idziemy za tłumem” to pod drzewem przystankiem można by stać do wtorku. I więcej by się ich przydało i może jakaś muzyczka w środku? Ale to szczegóły.
W kwestii kampingu. Ciągle uważam, że pole namiotowe w samym centrum festiwalu to jest rzecz klimatyczna mimo a) nocnego hałasu i b) dziennej patelni. Nie rozumiem jednak dlaczego posiadacze biletów jednodniowych zostali wykluczeni z możliwości noclegowania, ale stały pewnie za tym jakieś względy logistyczne.
Spycham i spycham na dalszy plan to co w festiwalach najważniejsze, ale może dlatego, że kilka dni temu publikowaliśmy już naprawdę wymieszaną playlistę z kilku scen. Jeżeli chcecie poczuć klimat Instytutu, zobaczyć jakie numery można usłyszeć w Twierdzy na różnych scenach to odsyłamy:
W tym roku organizatorzy zdecydowali się na zbudowanie dwóch klasycznych scen i zrezygnowali z opcji namiotu, znanej z pierwszych edycji. Mieliśmy więc formalnie mniejszą scenę rave i większego maina. Odległości między poszczególnymi areami były dobrze wymierzone i na pewno nikt nie mógł narzekać na brak przestrzeni. To był też niestety mam wrażenie mankament tej trudnej, popandemicznej edycji w trudnym inflacyjnym roku. Tej przestrzeni było na festiwalu wręcz za dużo.
Nowością w tym roku była jeszcze Panorama Stage czyli taras widokowy z DJką usytuowany jakby przy drugim wyjściu, skarpie i z widokiem na piękne rozlewisko rzek i przepiękną w tym miejscu Polskę ukochaną. Wizytóweczka i reklamówka. To tam usytuowano scenę… nazwałbym edukującą muzycznie festiwalowiczów, bo to tam można było usłyszeć najbardziej nieoczywiste dźwięki wymieszane oczywiście z klasycznym cztery na cztery. Właśnie cztery na cztery w techno rytmie dominowało na scenie rave, gdzie energia płynęła po łące, a rano mieszała się z mgłą i zostawiała po sobie… takie nawet baśniowe wrażenie z zakazanej książki.
Przy rave miałem także jakiś lepszy odbiór dźwięku (to osobiste stwierdzenie), czułem co dzieje się za djką. Przy głównej odnosiłem wrażenie, że najlepiej słychać było za namiotem akustyków, a w piątek im bliżej barierki tym wysokie tony były bardziej agresywne.
Instytut przebojem wbił się do topki polskich letnich festiwali, gdzie można jechać z namiotem i od piątku do niedzieli być out. Jest wymieniany wśród tych najbardziej godnych polecenia w naszym kraju, a swego czasu nawet w Europie, bo rozpisywały się o nim także Mixmag czy DJ Mag. Nieśmiało zastanawiam się, czy ciut nie za szybko.
Co do tego, że w ogóle Instytut sam w sobie to fenomen, posiadający swoją charakterystyczną pioruńską oprawę wizualną, identyfikujący się z żółtym i czarnym, pasującym do Twierdzy Modlin, murów, olbrzymiego pola, nie mam najmniejszych wątpliwości. Ale zastanawiam się, czy ciągle Instytut (jako festiwal, nie jako hala przy Morach) nie poszukuje swojej tożsamości. Rozumiem tych, którzy mówią, że chodzi o techno uderzenie, czerń, wspólnotę, prywatny rave, zagubienie się nad Wisłą w dźwiękach, które nie ucichły przez dwa dni bez przerwy. Że to miejsce ma klimat i nie potrzeba tam „superstars djs”. Ale. Rozumiem też tych, którzy uważają, że banery z piorunami wiszące na rusztowaniu sceny powinny ustąpić miejsca nieco bardziej rozbudowanej scenografii. Nie to, żeby świateł było za mało czy tam laserów, ledów, fajerwerków, bo to jest kwestia względna, nie to, żeby budować bloki na osiem pięter jak na Awakenings, albo Nowy Jork jak na Glastonbury, ale… no wiecie. Złoty środek między możliwościami, a kreacją. Żeby to się czymś wyróżniało skoro na imprezę zaprasza z całej Europy sam Mixmag.
Domyślam się, że do tego trzeba sponsorów oraz dużej frekwencji, którą… może zapewnić bardziej rozbudowany line-up i tutaj koło się pewnie zamyka i wracamy do tematu pani Lens i tożsamości festiwalu.
Więc po drugie.
Choć w sieci spora grupa zapaleńców próbowała przekonać resztę, że brak Amelie „to nawet dobrze, nie potrzebujemy gwiazd” to w tym miejscu łatwo się zderzyć z pytaniem: to w końcu to ma być free tekno w lesie czy festiwal z całym dorobkiem, rozmachem, milionem stref, toniciem w strefie z alkoholem (serio nie było), gwiazdami w line-upie i tymi fajnymi armatami co były trzy lata temu. Tego bez Lens i jeszcze nawet kilku Lens do sześcianu osiągnąć się nie da, a to właśnie obrazki np. z Beyerem i wypełnioną Halą Najwyższych Napięć z 2018 roku idą w świat jako najlepsza reklama.
Jako najlepsza „reklama” mógłby pójść w świat obrazek z wypchaną po brzegi Panoramą Stage o godzinie 14:00 w sobotę. Ale nie udało się jej wypchać po brzegi. I ktoś powie „no i dobrze, wolę klimat”, ale ja powiem: „szkoda”.
Okej jestem truskulowcem, ale festiwalowy „zachód” mimo inflacji i lockdownów nie będzie na nas czekał i strasznie się boję, że gdzieś nam poziom bibek odfrunie. A mamy się czym chwalić i Instytut jest na tej liście. Tylko jak to wszystko posklejać? Wiem, że przed organizatorami wyzwanie, ale trzymam za nich gorąco kciuki.
Zdjęcia: Facebook Instytut Festival 2022 | Krystian Pakieła