Jak się domyślacie, to nie będzie opis wycieczki szlakiem zabytków stolicy Niemiec. Podróżnicze portale piszą swoje fraszki o tym jak zwiedzić to i owo w niecałe dwa dni, ale my oczywiście swój czas w Berlinie wykorzystaliśmy na elektroniczne podróże do trzech różnych miejsc w trzech różnych klimatach.
Może kogoś tym szlakiem zainspirujemy, a może ktoś powie: „pff, ale technoturystyka”. Raczej się nie obrażę, bo nawet gdybym wystroił się jak technonajemnik, to bramkarze widząc mnie przy wejściu od razu mówią: „how are you” zamiast „guten tag”, więc w sumie wszystko się zgadza. Byliśmy technoturystami w Berlinie przez 30 godzin w 30 stopniowym upale.
Czytałem kiedyś artykuł o niezadowoleniu rdzennych mieszkańców, związanym z postępującą, gęstą i luksusową zabudową brzegu Sprewy zwłaszcza w okolicach Kreuzbergu. Powstało tam dużo apartamentowców i hoteli, przecinanych ciągle tętniącymi jednak kolorowym życiem instalacjami Holzmarktu czy Yaam. My zatrzymujemy się w jednym z hoteli niedaleko Ostbanhof, by w trakcie 30 godzinnej przygody nie tracić czasu na transport. Jest 16:00 w sobotę, a od dwóch godzin „gra” już Sage Beach Club.
Wybieramy imprezę „This is techno jazz with Matthew Herbert”. To party labelu Jazz-o-Tech, który w poprzednim tygodniu dość często płynął z naszego Spotify’a. Spodziewamy się numerów w stylu „78 To Stanley Bay”, „Vollnarkose”, „Keep it real”.
… czyli totalnie chilloutego wejścia w sobotę przy smaku Berliner Kindla. Sam klub styka się z dużą restauracją i stanowi niejako kompleks nad Sprewą wypełniony stalowymi instalacjami, wrakiem samochodu, betoniarką stylizowaną na kulę dyskotekową, robotami, oświetleniem zwisającym z dźwigowego wysięgnika i cyrkowym namiotem będącym jednym z barów. Sam DJ gra w drewnianej chatce, do której możesz zajrzeć przez okno. Po rzece pływają turyści, z drugiej strony widać wspomniane apartamentowce tak niepasujące do miejsc takich jak to. Oby się uchowały.
DJe nie zamierzają jednak grać znanych mi już numerów wytwórni i wbijają nas w sobotni klimat letnimi sztosami.
Z tyłu serwują znakomitą pizzę z pieca, a do każdej butelki czy puszki otrzymujesz żeton warty 2 euro. Za „dwójkę” mało kto wyrzuca butelkę czy szklankę byle gdzie i w ten sposób nie trzeba niszczyć smaku plastikiem i… nigdzie nie widziałem śmietników. Wszystko wraca na bar, sprytny obieg.
Za djką oprócz Herberta także Segno Discorde, Marco Bruno, Dimitra Zina, Gianmarco Silvetti, momentami houseująco, momentami nawet… techhouse’ująco czego być może nie spodziewałbym się po tej wytwórni oczekując „nieoczywistego” grania. No ale w sobotę? Jest bardzo tanecznie, a całość kończy… koncert Prete & Calvi presents 505. Najwytrwalsi po 22:00 kontynuują wieczór w restauracji.
To mogłoby być idealne afterparty, ale my całkowicie odwracamy kolejność i zdecydowaliśmy się iść z BMPami w górę. By nie wypaść z klimatu jesteśmy jednymi z pierwszych osób, które meldują się sobotnio-niedzielnej nocy na drewnianym tarasie klubu Watergate dokładnie półtora kilometra dalej. Z drugiej strony Oberbaumbrücke świat toczy się dyskotekowym życiem, tłumy ludzi chowają się w tamtejszych lokalach grających pop, między przęsła mostu lepiej nie wchodzić, ale już w Watergate o tej godzinie jest jeszcze spokojnie. Dzień wcześniej grała tam Charlotte De Witte, więc możemy domyślać się tylko ścisku w środku, a my docieramy na imprezę cyklu „The Spell” z Jeremym Olanderem, Matthiasem Meyerem i Frankeyem & Sandrino.
Letni klimat klubu różni się do tego jesienno-zimowego właśnie drewnianym tarasem ustawionym na rzece. Spijamy drinki patrząc się na drugie życie mostu Oberbaum i świecący się napis Universal Music na budynku tej firmy po drugiej stronie Sprewy.
Ciągle robi na mnie wrażenie miażdżące nagłośnienie klubu, widok z Waterfloor, wiecznie zapełniony parkiet i taki vibe, może turystyczny, a może po prostu pozytywnie elektroniczny. Dużo Hiszpanów, Włochów, Francuzów i wizyty przynoszące zawsze muzyczne odkrycia. Z ostatniej przywiozłem szacunek dla duetu Instantboners, grającego dzisiaj jako Instant, a tej ostatniej nocy najwięcej energii przyniósł mi live Kon Faber. Duet normalnie zwariował za konsoletą, energia udzieliła się na parkiecie, a w pewnym momencie sampel z numeru Eminema rozbił bank i kręcił mi się po głowie jeszcze podczas podróży do Polski.
Na górnym parkiecie hitem nocy jest dla nas „1982”, wjeżdża z tym niemieckim wokalem i basem absolutnie bez skrupułów. Naprawdę lubię ten klub, hasam po nim jak lama na wybiegu.
Rozpoczyna się Niedziela Twardziela. Zaglądamy do hotelu, by trochę się odświeżyć, spotykamy w windzie wychodzących dopiero do Berghain ubranych na czarno technofreaków. Jestem święcie przekonany, że idą właśnie tam, zwłaszcza, że nasze lokum dzieli od budynku kilkaset metrów i nawet na Bookingu piszą, że to naturalny wybór dla tych, którzy lubią sobie postać w kolejce zdani na łaskę i niełaskę ponurych panów.
Ruszamy w drugim kierunku. W Napoleon Komplex w rejonie Friedrichshain rozpoczyna się Berlin Open Air with Pan-Pot. Zaczynają Cassy, Ida Daugaard, potem publikę rozgrzewają Michael Klein z Juliet Fox.
Sam kompleks znajduje się niedaleko terenów kolejowych, za djką od czasu do czasu przejeżdża S-bahn albo pośpieszny. Zwraca uwagę potężny głośnik umiejscowiony na kontenerze djów, ale niespecjalnie zmiata on z powierzchni ziemi. W ogóle zauważyliśmy w Berlinie względne poszanowanie norm głośności w otwartej przestrzeni.
Na początku zastanawiam się czy pirotechnika z ogniem była tam niezbędna, ale po czasie przyzwyczajam się do tych ogniotrysków. Jak na openairach: jest foodtrack, jest kilka barów, olbrzymia hala ze stojącym na środku fortepianem i obrazem Napoleona na ścianie. To tam miał przenieść się event w przypadku opadów deszczu. Niezła opcja.
Teren jest olbrzymi, industrialny, z klimatem. Nie zarejestrowałem dlaczego od 20:00 do 22:00 grała tylko połowa duetu Pan-Pot, musiałem ominąć jakąś rolkę na ich Instagramie, ale i tak cały tabun tańczących przy dju zlewał ekipę w jedną całość. Energetyczne zakończenie otwartej części wydarzenia.
O 22:00 zapada cisza, co nas dziwi, bo impreza miała ciągnąć się do północy. Idąc w kierunku wyjścia słyszymy jednak płynący z odległej hali beat. Afterparty na afterparty? Pięknie. W jednym z otwartych hangarów dwugodzinne pożegnanie z Napoleon Komplex pod lampą z discoballs serwuje Janina. Robi się megatłoczno, nikomu nie spieszy się do domu.
W najbliższy weekend od piątku 19. sierpnia do niedzieli 21. sierpnia w Berlinie usłyszycie: Denisa Horvata, Kevina de Vriesa, Karotte, Saschę Braemera, Animal Trainer, Ame, Ellen Allien, Hyenah, Bebettę, Konstantina Sibolda, SHDW & Obscure Shape, w line-upach Elke, trwa także Tresor 31 Festival, a na odkrycie czeka jeszcze kilkudziesięciu lokalnych grajków.
Tak tylko pokazujemy możliwości, a artykuł nie jest sponsorowany przez Niemiecką Agendę Technoturystyczną. Mnie tam Berlin zawsze czymś zaskoczy, jesienią, wiosną, latem i kebabem z grillowanym halloumi pod Oberbaumstrasse, gdzie trzęsie ci się świat nad głową, bo po stalowej konstrukcji przejeżdża S-bahn w kierunku Warschauer.
Wunderbar.