Mówią o nich, że są nową świeżością klubowej sceny w Polsce. Koncertują dla wielkiej publiczności, choć zaczynali na strychu. Dla wielu ciągle są „tymi od Brodki”, którzy zremiksowali „Dancing Shoes”. Kluboterapia dorwała Tomka, Michała i Radka na zapleczu jednego z

koncertów. Zapraszamy was do przeczytania wywiadu z zespołem „Kamp!”.

Kluboterapia: Wolicie grać w klubach, czy jednak na festiwalach?

KAMP!: Na pewno wolimy grać w klubach, ponieważ są to miejsca, gdzie jest większy kontakt z publicznością i na pewno jest intymniej, po prostu większy feedback spod sceny. Na festiwalach też lubimy grać, ale podchodzimy do nich zupełnie inaczej… Tam trzeba się więcej napocić, żeby publiczność zdobyć. A na koncerty klubowe przychodzą ludzie, którzy są nastawieni, żeby iść na ten koncert. Na festiwalu jest często przypadkowa publiczność, która ma kilka wyborów i trzeba ich zachęcić, żeby wybrała akurat tą scenę na której gramy.

Kluboterapia: A polska publiczność jest już nastawiona na koncert w klubie, czy jednak ciągle woli granie w postaci setów?

KAMP!: Osoby, które przychodzą na nasze koncerty, wiedzą na co się piszą. Wiedzą jakie są zasady naszych koncertów, a one są budowane trochę właśnie jak set djski. Jest jakieś napięcie, poza tym to nie jest muzyka do stania. Można się przy tym pobawić, spotykamy się z klubowiczami w połowie.

Kluboterapia: A pamiętacie ten moment, gdy zamiast gry na strychu zaczęliście jeździć po festiwalach?

KAMP!: To było w 2009 roku. Zagraliśmy wtedy cztery duże festiwale z Open’erem i Audioriver na czele. A chwilę wcześniej zagraliśmy kilkanaście koncertów klubowych. I to był ten moment.

Kluboterapia: Poczuliście tę zmianę?

KAMP!: Tak. Zaczęliśmy koncertować, wcześniej jeżeli robiliśmy muzykę to tylko dla siebie i raczej ją produkowaliśmy niż odtwarzaliśmy na żywo. W pewnym momencie przyszedł ten moment, że zaczęliśmy grać i całkiem nieźle nam to wychodzi. (chwila ciszy) Uuuuuuuuua na kozaku to było (śmiech). I teraz reklama! (śmiech).

Kluboterapia: Skąd się w ogóle znacie?

KAMP!: To długa historia. (Tomek:) Ja z Radkiem znamy się od dzieciństwa, a z Michałem się poznaliśmy na studiach i zawsze mieliśmy wspólne zainteresowania muzyczne, mieliśmy muzyczną przeszłość i postanowiliśmy to połączyć. Najpierw byliśmy dobrymi kumplami, a potem zaczęliśmy razem grać.

Kluboterapia: Wszyscy interesowaliście się tą samą muzyką?

KAMP!: Ten zespół to połączenie kilku podejść muzycznych i kilku osób, które gdzieś się krzyżują, ale mają też swoje prywatne zainteresowania. Jeden zbiera znaczki i tak dalej. Gdzieś to się krzyżuje i wypadkowa tych trzech to właśnie to, co robimy.

Kluboterapia: Wzorujecie się na kimś?

KAMP!: Nie ma zespołu, który się nie wzoruje na innych zespołach. Także myślimy, że… No na tym zakończymy tą wypowiedź (śmiech).

Kluboterapia: A po koncercie, gdy już odpoczywacie, jakiej muzyki słuchacie?

KAMP!: Lubimy klasykę polskiego popu, bezpośrednio po koncercie, gdy już opada kurz i kiedy siedzimy w aucie i wracamy do domu, wtedy lubimy spokojniejsza muzykę. (chwila ciszy) Lubimy też klasykę światowego popu w wykonaniu telewizora, który stoi w pokoju hotelowym. Tam też są różne szlagiery. I poszły wodze fantazji (śmiech).

Kluboterapia: Lubicie robić remiksy?

KAMP!: To zdecydowanie nierównoległa część naszej twórczości, nie poświęcamy tyle czasu remiksowaniu co tworzenia fajnych utworów, ale to jest fajna zabawa i taka bardzo odświeżająca, gdzie możemy sobie pozwolić na więcej i nie musimy się denerwować, że to odskakuje od naszej stylistyki. To dość odświeżające. Lubimy to robić, pozwalamy sobie na dużo wolności. Remiksowanie to w naszym przypadku też produkcja, bo wszystkie remiksy traktujemy jako swój kawałek, zostawiając jedynie linie melodyczną wokalu czy wokal po prostu.

Kluboterapia: Remiks „Dancing Shoes” jest waszym ulubionym?

KAMP!: Nie wiem czy według nas, ale na pewno według publiczności. Nie jest naszym ulubionym, ale w niektórych mediach jesteśmy tymi co zremiksowali Brodkę, w pewnym sensie się więc to trochę na nas mści, ale na pewno zdobyliśmy sobie nową publiczność dzięki temu remiksowi.

Kluboterapia: Mści?

KAMP!: Nie, nie, nie… To była dobra rozbiegówka przed płytą, bo jednak jak już zagryzł ten remiks i najpierw był sam remiks bez żadnej promocji, potem z teledyskiem… Nie żałujemy, że to zrobiliśmy.

Kluboterapia: Mówi się o was, że jesteście „nową jakością” sceny. Czujecie przez to presję?

KAMP!: Presja była związana z płytą. Według mediów bardzo długą ją robiliśmy, co nie było prawdą, bo cały czas się rozwijaliśmy i cały czas wydawaliśmy (może nie w takim skondensowanym wydaniu), ale wydawaliśmy coś nowego i tutaj jeśli była jakaś presja to na temat płyty, ale na „nową jakość” presji nie mamy. Nie analizujemy tego, bo to by nas blokowało, więc staramy się o tym nie myśleć tylko robić swoje.

Kluboterapia: A zdarza się wam improwizować na koncercie?

KAMP!: Czasami jak nam się coś zapomni to improwizujemy, niestety zdarza się… Znaczy stety, nie stety, dzięki temu te koncerty jednak zawsze trochę inaczej wyglądają.

Mówią o nich, że są nową świeżością klubowej sceny w Polsce. Koncertują dla wielkiej publiczności, choć zaczynali na strychu. Dla wielu ciągle są „tymi od Brodki”, którzy zremiksowali „Dancing Shoes”. Kluboterapia dorwała Tomka, Michała i Radka na zapleczu jednego z