Opole. Tak jak coroczny Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej jest podsumowaniem sezonu artystycznego, tak Festiwal UNFRAMED okazał się być podsumowaniem (przez duże „P”, z pełnym Przytupem) coraz bardziej zintensyfikowanego w naszym kraju całorocznego festiwalowego sezonu techno.

Wydaje mi się, że w mieście, które do tej pory niezbyt kojarzyło się z muzyką/kulturą techno niełatwym zadaniem było przygotowanie eventu, który od samego początku będzie „topką” zaskarbiającą serca klubowiczów z całej Polski. Wyzwanie podjęte, a wyzwaniu niezaprzeczalnie podołali organizatorzy całego opolskiego zamieszania.

Po zakończonym festiwalu, na jego fanpage’u mogliśmy przeczytać:

„Od samego początku widać, że jesteśmy jedną wielką rodziną. Dziękujemy za udział w pierwszej edycji Unframed! 💙”.

Idąc tą logiką nasunęła mi się pewna analogia… Skoro my jesteśmy jedną wielką rodziną to organizatorzy „zbudowali” dla nas jeden wielki dom, za który my również powinniśmy uprzejmie podziękować. Dom ten jak w przypadku tego klasycznego można podzielić na trzy segmenty: fundament, konstrukcja (wnętrze) i zadaszenie. Choć standardowo budujemy od podstaw to na opis naszej „willi” rozpocznę od góry.

Dach z solidną więźbą.

Za najwyższy segment naszego domu można przyjąć samo miejsce imprezy i jego „wystrój”. Centrum Wystawienniczo-Kongresowe warunkami aż prosiło się o zorganizowanie w nim techno uczty dla sporej ilości techno fanatyków. Układ scen majstersztyk. Dwie duże, „wnękowe” sale, które nie miały prawa w żaden sposób się zakłócać.

Do wyboru mieliśmy Unframed Stage (scena główna) oraz Revive Stage. Sceny były tak blisko siebie, że przejście pomiędzy nimi zajmowało dosłownie minutę, no może dwie. Przestrzeń pomiędzy scenami to miejsce do spokojnego gaworzenia, spożywania trunków: procentowych czy też bezalkoholowych. Kolejna składowa naszego zadaszenia to nagłośnienie, które po prostu miażdżyło. Organizatorzy Unframed jak mało kto wiedzą, że w przypadku nagłośnienia nie warto szukać oszczędności. Funktion-One R4 na głównej scenie oraz Funktion-One Evo7 na scenie RVV robiły robotę. Momentami obawiałem się, że po zakończeniu imprezy mój układ narządów wewnętrznych będzie inny niż przed jej rozpoczęciem.

Murowana konstrukcja.

O stabilność naszego domu i ciepło domowego ogniska zadbali zabookowani artyści. Line-up skrojony perfekcyjnie, nic tylko sprawdzać jak poszczególni artyści poradzą sobie podczas swoich występów w stolicy polskiej piosenki.

Chyba nigdy nie spotkałem się z sytuacją by wszystkie usłyszane przeze mnie sety, live act’y podczas jednego wydarzenia sprostały moim oczekiwaniom. Taka sytuacja miała miejsce podczas Unframed. Nie było występu, do którego mógłbym się w jakikolwiek sposób przyczepić. Jedyna kwestia, która w mojej opinii nie była do końca „spoko” to spora różnica w obłożeniu przez publiczność poszczególnych scen. Scena teoretycznie główna, praktycznie była tą poboczną i w późniejszych godzinach dość mocno wyludnioną. Chciałoby się, żeby każdy zaproszony artysta miał pełną salę, bo każdy z nich na to zasługiwał, ale niestety tak nie było. Nie ukrywam, że sam tylko raz po raz sprawdzałem co dzieje się na scenie Unframed, bo na „czerwonej sali” było po prostu zbyt dobrze i żal było ją opuszczać.

Przejdźmy zatem do samych występów. Nie będę zagłębiał się każdy z kolei, napomknę tylko ponownie, że wszyscy obecni zaprezentowali górnolotny constans umiejętności technicznych, muzycznie idealnie wkomponowując się w oczekiwania publiki. Stopniowanie ocen poszczególnych występów zaczyna się zatem od: „bardzo dobry”, a sztampowe epitety nie są w stanie dać pełnego obrazu tego, jak sztosowo było. Nie jest jednak tak, że wszyscy podobali mi się tak samo, zatem pozwolę sobie na kilka wyróżnień, a co więcej przyznanie konkretnych pozycji na podium.

Na trzecim miejscu mojego subiektywnego „pudła” znalazła się T A K A. Polska reprezentantka sceny Revive, która swoim live act’em po prostu „uwodzi”. Godzinowa spójność lekko mrocznego, hipnotycznego podszytego solidnym techno materiału rozbudzała zmysły, przyśpieszała serca bicie i nie pozwalała nogom stać w miejscu. Podczas tego występu dało się wyczuć wszechobecny entuzjazm publiczności, która wdzięcznie oklaskiwała poczynania młodej producentki. Nie pozostaje nam nic innego tylko oczekiwać rozrostu materiału i coraz dłuższych live act’ów!

Na drugie miejsce zasłużył sobie niemiecki, nowopowstały duet: Parallx b2b Inhalt der Nacht. Światowa premiera zobowiązała do niezwykle konkretnego grania i z tego panowie wywiązali się po całości. Możliwość wspólnego grania ewidentnie przypadła im do gustu. Radość dawali, radość czerpali. Set wieńczący „zmagania” pierwszej edycji festiwalu był nieco zróżnicowany i niezwykle intensywny. Panowie uraczyli nas solidnie zasuwającą selekcją wplatając w nią np. Intergalactic Emotional Breakdown od I Hate Models czy Miss Djax – Respect (nieco wyżej).

Ku mojemu zaskoczeniu i radości niemieccy producenci podobnie jak ja okazali się być fanami twórczości Vitalica i to tej twórczości, która chyba po dzień dzisiejszy jest tą najlepszą. Dwie wieczne petardy z OK Cowboy – najpierw wystrzelili mnie z trampków „La Rock 01”, by później po jakimś czasie dać polatać niczym psiaki w teledysku przy „Poney Part 1”. Dopełnienie wcześniejszego pełnego spełnienia, ale w żadnym wypadku przesyt.

Czas na Numero Uno! Chyba najbardziej doświadczony z wszystkich występujących – bezkompromisowy Perc. To, czego się spodziewałem to dostałem + bonusy. Alistair nie przymuszając pozwolił mi bym przetańczył całego jego seta „z bananem na ryju”. Klasa, klasa i jeszcze raz doświadczenie. Mocno, płynnie, nieszablonowo. Kilka utworów, które wplótł w swojego secisza to np. świeżynka z jego labelu – RVDE – 90s Hammer (Perc Remix) (wyżej), a na drugim biegunie kolejny francuski kocur Quentin Dupieux aka Mr. Oizo z bangerem „Positif”.

Oprócz tego mogliśmy też usłyszeć pięknie sunącą odę do rejwu – Asquith – Let Me (Rave Mix). Podczas końcówki seta wydawało mi, że wszyscy jesteśmy jakimiś kosmitami, a Perc przejął rolę faceta w czerni i strzelał w nas acid laserami. Nikt nie robił uników, bo każdy chciał być trafiony. Jakież to było piękne!

Fundament z konkretnym zbrojeniem:

Fundamentem w przypadku metaforycznego domu, który stworzyli dla nas organizatorzy był klimat. Klimat tworzą ludzie? Myślę, że faktycznie to jedna z istotniejszych składowych. A ludzie faktycznie byli wspaniali – mili, pełni energii i przede wszystkim kulturalni – przynajmniej ci, których spotkałem/poznałem 😉 Dodatkowo muszę wspomnieć o genialnym oświetleniu obu scen. Realizatorzy światła zrobili kawał dobrej roboty. Bez przesadyzmu, pięknie skrojone względem muzyki oświetlenie.

Opole zasługuje na UNFRAMED.