Historia rodem z filmu szpiegowskiego, ale scenariusz z życia wzięty i prawdziwy. Jest alkohol, policja, jest techno i jest ona. Dziennikarka z brytyjskich tabloidów. Kobieta przedostała się do „klubowego świata” i odkryła nielegalne aftery. Zrobiła zdjęcia, wszystko opisała i narobiła niezłego zamieszania na całą Szkocję.
Temat okazał się na tyle interesujący dla Daily Record, że zrobili z tego cykl artykułów opisujących afterowe weekendy. Z osób organizujących czy odpowiedzialnych za reklamę szybko stworzono dilerów i przestępców ,ujawniając przy tym ich wizerunki.
O tym, że w szkockim mieście Glasgow odbywają nielegalne aftery wiedzieli wszyscy. Właściciele klubów, organizatorzy imprez czy nawet … policja, która pomimo swojej wiedzy nic z tym nie zrobiła.
Trudno oczekiwać od ludzi, by szli do domu, kiedy impreza tak naprawdę dopiero się rozkręciła. Prawo jest jednak surowe i tylko w niektórych przypadkach te legalne kluby mogą w Szkocji organizować imprezy do samego rana. Dostanie się na after nie było jednak problemem. W każdy weekend na zewnątrz najpopularniejszych klubów czekały osoby rozdające ulotki z adresem. Nawet ekipie Kluboterapii udało się raz bawić w takim „nielegalnym” miejscu. To opuszczone hale, w którym były normalne kanapy, bary, nawet nagłośnienie… Tak naprawdę miejscówki przypominały trochę hipsterskie kluby.
Jedno z takich zaproszeń na nielegalną imprezę trafiło jednak do wspomnianej wyżej dziennikarki, która wybrała się osobiście na „tańce” do białego rana.
Dalej poszło już z górki. Nie czekając na wyjaśnienia zrobiono z organizatorów przestępców, dilerów, ujawniono ich dane osobowe wraz ze zdjęciami. W efekcie końcowym zamknięto sześć afterowni mieszczących się w opuszczonych biurach oraz magazynach.
W Szkocji wszyscy zdają sobie pytanie. Dlaczego policja wiedząc o wszystkim pozwalała na nielegalne imprezy? Przecież tak naprawdę było cicho, nikt nie robił problemów i nikomu dookoła nic nie przeszkadzało przez wiele miesięcy. Policja skarb! Brytyjskie media, za cenę sensacji niestety skasowały (zapewne chwilowo) najbardziej interesujący fragment szkockiego, klubowego krajobrazu. Szkoda.
Oryginalny artykuł znajdziecie TUTAJ.