W ostatnich tygodniach mieliśmy prawdziwy wysyp premier – nowe albumy, epki, remiksy i sety pojawiały się szybciej, niż zdążyliśmy je wszystkie przesłuchać. Ale w naszym cyklu tradycyjnie idziemy trochę pod prąd. Zamiast gonić za nowościami, skupiamy się na tym, co po prostu dobrze gra – niezależnie od daty wydania, hype’u czy aktualnych trendów. Bo dobre brzmienia nie mają terminu ważności.
W najnowszej odsłonie naszej Playlisty Kluboterapii znajdziecie więc miks świeżych odkryć i starszych produkcji, które po czasie zyskały zupełnie nowy kontekst. To utwory, do których wracamy z sentymentem, które puszczamy przypadkiem w redakcji i nagle przypominamy sobie, jak bardzo je lubimy.
Bez zbędnego wstępu, bez udawanego patosu i bez pisania o niczym – po prostu kierujemy Was niżej, do zestawu kilku numerów, które być może przegapiliście, a może po prostu o nich zapomnieliście. A może… właśnie dziś znów coś w nich odkryjecie?