Będąc z Wami jak najbardziej szczerym: taka relacja to nie jest łatwa sprawa. Dość długo zastanawiałem się od czego zacząć pisanie relacji z festiwalu, na którym byłem wielokrotnie. Festiwalu, który za każdym razem pozytywnie zaskakuje i nie ma słabych stron. I może nie będę za bardzo oryginalny, ale w tym roku nie było inaczej.
Zanim jednak przejdę do streszczenia zakończonej edycji Sónar, to nie mogę pominąć „kontrowersji” jakie towarzyszy wydarzeniu. Niestety polityka dostała się także na teren muzycznego święta. Święta, które przyciąga ludzi z całego świata od 1994 roku.
Jedna z firm (już nie wymieniam nazwy, bo jestem zmęczony tym tematem) sponsorująca festiwal poprzez swoje działania wspiera Izrael, który od wielu miesięcy prowadzi działania działania militarne przeciwko Palestynie. Nie będę mądrzyć się w tym temacie, bo każdy z Was doskonale wie o zaistniałej sytuacji. W związku z tym wielu artystów kilka tygodni przed wydarzaniem podpisało petycję mającej na celu usunięcia firmy oraz innych partnerów wspierających działania Izraela z partnerów Sónar Festival 2025.
Moim zdaniem organizatorzy zrobili wszystko, co mogli w tak krótkim czasie. Wydali oświadczenie, usunęli patronów medialnych m.in. Coca-Colę czy Mc Donald’sa, którzy również przyczynili się do wsparcia Izraela. Jakby było mało, to sam Richie Hawtin zrezygnował z zaprezentowania swojego show jako Plastikman, gdyż miał się on opierać na wsparciu finansowym firmy, o której pisałem wcześniej. Jednak tłumaczenia organizatorów nie przekonały m.in. pochodzącej z Palestyny Samy Abduhaldi, która ostatecznie zrezygnowała ze swojego występu.
Podsumowując, to ogromna szkoda, że musieliśmy być świadkami tego typu sytuacji powiązanych z festiwalem, który od samego początku istnienia walczył o równość i zawsze stawał po stronie człowieka. Trudno oczekiwać od organizatorów, by w tak krótkim czasie mogli naprawić błędy, których na pewno nie byli świadomi.
Jeżeli chodzi o mnie, to jestem pod ogromnym wrażeniem jak z tego wybrnęli i jestem pewny że w przyszłym roku nie dopuszczą do podobnych sytuacji i wszyscy skupią się tylko na tym z czym Sónar Festival jest kojarzony: muzyką oraz warsztatmi , projekcjami czy spotkaniami w ramach Sónar +D.
W tym roku tak samo jak w poprzednich Sónar Festival został podzielony na część dzienną oraz nocną. Mieszczące się w różnych lokalizacjach wydarzenia przyciągnęły łącznie ponad 161 tysięcy ludzi z całego świata.
Sónar by day jest idealnym miejscem na rozpoczęcie festiwalowego maratonu. Miejscem, w którym można nie tylko usłyszeć wiele dobrych setów, ale także wziąć udział w wielu panelach dyskusyjnych dotyczących przyszłości muzyki czy zapoznać się z nowinkami technologicznymi.
W tym roku jednym z najpopularniejszych punktów było stoisko reprezentowane przez Ableton. Każdy mógł nie tylko spróbować swoich sił producenckich ale także porozmawiać z przedstawicielami firmy.
Jednym z ciekawszych zaskoczeń była na pewno projekcja filmu „Białowieża”, która przyciągnęła tłumy. W ogromnej sali kinowej z trudem można było znaleźć miejsce. Muszę przyznać, że sam byłem zaskoczony popularnością tego projektu.
Jeżeli chodzi o muzyczną stronę Sónar by Day, to pierwszego dnia niesamowite wrażenie zrobił na mnie występ junji +Mar Vista + Coziest. Pochodzące z Seulu trio idealnie wpisało się w klimat pierwszego dnia mieszając podczas swojego seta wiele gatunków muzycznych, zaskakując zgromadzaną liczną publikę na scenie Sónar Village.
Nie inaczej było podczas housowych występów takich artystów ja Todd Terry czy pochodzącego z Brazylii artysty ukrywającego się pod pseudonimem Mochakk. I właśnie ten ostatni zakończył pierwszy dzień festiwalu. Jednak najlepszym występem tego dnia był zdecydowanie grający live set – Blawan. Artystą zagrał mocno, szybko i bardzo mrocznie, co idealnie pasowało do ciemnej sceny Sónar Hall.
Kolejne dwa dni dziennej odsłony festiwalu przyniosły nam występy znakomitej Honey Dijon, która rozniosła scenę główną i mogę śmiało przyznać, że była niekwestionowaną królową i to było widać podczas jej występu.
Zresztą nie tylko jej, ale także pochodzącego z Portugalii Branko – jednego z założycieli Buraka Som Sistema. Jego godzinne show było mieszanką różnych odmian elektroniki. I nie powinien dziwić fakt, że ostatnim numerem jaki zagrał był legendarne „Kalemba (Wegue – Wegue)”. I tutaj postawmy kropkę. Nie dam rady opisać szaleństwa pod sceną.
Znakomicie zaprezentowali się również pochodzący ze Szkocji Ewan McVicar, Maria Arnal, Josh Café czy duet Overmono. Bym mógł wymieniać i wymieniać w nieskończoność, ale to naprawdę nie ma sensu.
Sónar by Day ma to do siebie, że można nie znać artystów, a i tak bez problemu trafić na jednej ze scen na ciekawe brzmienia. Do tego dochodzi bezproblemowe przemieszczanie się między scenami. Fajnie jest też to, że organizatorzy dali możliwość zakupu biletów m.in. tylko na część dzienną. Dzięki temu można zobaczyć na miejscu rodziny z dziećmi. Tak więc jeżeli macie dzieci, to śmiało za rok możecie wpadać.
Sónar by night. Tutaj bym raczej już przyjechał bez dzieci. Aby dostać się na część noc, trzeba udać się do innej części Barcelony. Opcji jest kilka: taxi, metro albo autobusem podstawionym przez organizatorów. Wszystko jak zawsze odbywa się sprawnie i bez problemów.
Cześć nocna zdecydowanie różni się od dziennej. Tutaj mamy więcej scen, miejsca oraz więcej możliwości zaprezentowania show przez artystów. Usłyszeć wszystkich artystów w całości graniczyło z cudem. Idealnym rozpoczęciem nocy były występ Bicep, którzy powrócili na sonarową scenę z cyklem Chroma. W przypadku tego duetu wiadomo było czego się spodziewać. Usłyszeliśmy „Glue”, „Apricots”, „Water” czy „Rola”. Wszystko zostało wzbogacone o genialne show.
Bicep był idealnym rozpoczęciem tej nocy. Jednak zdecydować się, kogo usłyszeć następnego było nie lada problemem. Byli genialni Modeselektor, którzy roznieśli SonarCar – klimatyczną scenę przypominającą cyrk. Czym był by Sónar Festival bez kobiecych występów? W tym roku można było usłyszeć m.in. Peggy Gou, Elkkę, Jaydę G czy znakomitą Helenę Hauff, która gdzie się nie pojawi to zbiera znakomite recenzje. Nie inaczej było tym razem, a zadanie miała niełatwe gdyż zagrała zaraz po Richie Hawtinie, który jest regularnym bywalcem Sónar Festival. Na zakończenie nocy może trochę późnym (5:30 nad ranem) był set Barryego Can’t Swim, któremu udało się przytrzymać publikę do rana.
Druga, a zarazem ostatnia noc miała się wydawać spokojniejszą. Okazało się, że to tylko teoria. W praktyce przyniosła kolejne znakomite występy. Tutaj warto odnotować koncert nieznanej mi wtedy Nathy Peluso, która dała niesamowite show. Argentyńska piosenkarka, tak oczarowała publiczność, śpiewając swoje największe hity. Czasem odnosiłem wrażenie, że oglądam telenowelę w telewizji. Trochę byłem zdziwiony, że zagrała na tej samej scenie co Eric Prydz. Artysta kolejny raz powrócił na sonarową scenę. I kolejny raz dał niesamowity występ.
To samo mogę napisać o Dixonie, po którym wiem czego się spodziewać. Tak jak w przypadku wcześniejszych jego występów zagrał świetny set. Dixon od lat gra w swoim stylu i nigdy nie zawiedzie fanów swojego grania. Nie było inaczej tym razem. Fajnie było usłyszeć w takich warunkach nie wydane jeszcze utwory „Whisper To Me” – Jimi Jules czy numer Àme &Trikk – „Girls & Boys”.
Jednak absolutnym numerem jeden był duet Skrillex & Blawan. Scena pod którą zagrali była wypełniona po brzegi. Całe show było wzbogacone o znakomite wizualizacje, które idealnie współgrały z numerami. Ich set był mieszanką wielu stylów muzycznych i muszę przyznać producenci wiedzieli jak zaskakiwać doborem numerów. Wcześniej nie wyobrażałem sobie ich razem na scenie. Dziś stwierdzam, że był to najlepszy występ podczas całego festiwalu.
Tak samo jak w przypadku części dziennej, tak i podczas nocnej bez problemu można znaleźć muzycznie coś dla siebie. Sónar Festival od lat budował swoją markę i od wielu lat przyzwyczaił nas do wysokiego standardu. Dlatego bez względu kto gra i gdzie, warto osobiście wybrać się na festiwal, podczas którego dzieje się naprawdę wiele interesujących rzeczy. Każdy, ale to każdy znajdzie tutaj cos dla siebie i na pewno odkryje wiele ciekawych artystów. Zdecydowanie widzimy się za rok!