Na samym wstępie wypadało w kilku słowach przedstawić historię cyklu, który na dobre zadomowił się w Anglii. W 2006 roku odbyła się pierwsza edycja imprezy Warehouse. Na przestrzeni tych lat zmieniła się muzyka, zmieniła się scena klubowa, ale zainteresowanie „Projectem” tylko się zwiększyło.
W związku z tym organizatorzy szukali idealnego miejsca, które da nie tylko większe możliwości organizacyjne, ale także będzie stałym punktem wizyt klubowiczów z całego świata. I tak w 2019 roku wydarzenie zostało przeniesione do Mayfield Depot w Manchesterze. Pomimo ogromnej przestrzeni, dostać bilet na jedną z wielu imprez, wcale nie jest łatwym zadaniem. Wejściówki wyprzedają się w w bardzo szybkim czasie. Nie inaczej było z weekendem otwarcie nowego sezonu, które odbyło się w połowie września bieżącego roku.
Mayfield Depot znajduje się w samym centrum miasta Manchester. Dostać się na teren imprezy nie jest absolutnie żadnym problemem. Można iść pieszo ze stacji kolejowej czy autobusowej. Nawet nie wiem czy jest sens zamawiać taxi z hotelu, w którym się zatrzymujemy. Hoteli czy apartamentów do wynajęcia w pobliżu The Warehouse Project jest mnóstwo. Miejsce w którym odbywają się imprezy, to typowy industrialny budynek mogący pomieścić kilka tysięcy ludzi. Pomimo swojego ogromnego rozmiaru sceny jak i poruszanie wewnątrz nie sprawia absolutnie większego problemu.
My wybraliśmy się w sobotę. Pomimo wczesnego rozpoczęcia (16:00) na miejscu można było zastać tłumy. Organizatorzy tego dnia zaprosili takich artystów jak Jon Hopkins, Moderat, Jayda G, Joy Orbison, Kerri Chandler, Bicep, Eliza Rose, TSHA, LTJ Buken, DJ Boring czy Benji B. To oczywiście tylko niektóre nazwiska z długiej listy tego dnia. I bez względu na to, kto grał na poszczególnych scenach, warto było się zatrzymać na chwilę wszędzie, by posłuchać muzyki oraz obejrzeć oprawę graficzną. A ta na każdej scenie robiła wrażenie.
Nikogo nie zdziwił fakt, że najbardziej obleganą sceną była oczywiście ta główna. Jedną z artystek na którą czekaliśmy, była zyskująca w ostatnim czasie rozpoznawalność TSHA, która tej nocy zagrała live ze swoją grupą. I o ile bardzo fajnie się słucha jej muzyki w domowym zaciszu, tak nie do końca sprawdza się na tego typu imprezach. Po dwudziestu minutach niestety mieliśmy dosyć. Nie wiem czy to brak doświadczenia w koncertowaniu, ale całość oglądało się jak słabe przedstawienie w szkole. Szkoda.
Tego samego nie można napisać o grającym następnym w kolejce Jonie Hopkinsie, który na dobre rozruszał towarzystwo. Artysta oczywiście podczas swojego występu zagrał takie numery jak: Open „Eye Signal”, „Emerald Rush” czy „Collider”. Tutaj zdecydowanie była inna energia. Całość idealnie zgrała się z miejscem.
Była to idealna rozgrzewka przed Moderat, po których wiadomo było czego się spodziewać. Nie było wątpliwości, że zaczną od „A New Error”. Tak też się stało. Już od pierwszych sekund dało się odczuć niesamowitą atmosferę. Pomimo, że wiedzieliśmy co dalej się wydarzy, wiedzieliśmy, że grupa zagra „Rusty Nails”, „More Love” czy „Bad Kingdom”, to świetnie się wraz ze wszystkimi bawiliśmy. Po prostu Moderat mają w swoich koncertach „to coś” co gwarantuje świetne show.
Niewątpliwie gwiazdą wieczoru był duet Bicep, który zadebiutował z Chroma (AV DJ Set). Czym jest Chroma? Czym różni się od live? Do tej pory się zastanawiamy. Swój występ grupa rozpoczęła od swojego hitu „Apricot”. Tym samym wprawiając publikę w jeszcze większą euforię. Cały set mogę napisać, że był okrojoną wersją ich występów na żywo. Mogliśmy usłyszeć największe przeboje czy znany wizualny motyw podczas grania utworu „Glue” na zakończenie swoich występów. Nie obyło się oczywiście od ogromnej ilości laserów, które w tak dobrym pomieszczeniu dawały niesamowity efekt.
Warto wspomnieć o dłuższych przerwach między koncertami na scenie głównej. Dzięki temu można było swobodnie się przemieszczać między scenami by usłyszeć kilku wartych uwagi artystów. Nawet nie wiem czy da radę opisać to co zrobiła z publiką Jayda G czy Kerri Chandler. Ich po prostu trzeba usłyszeć na żywo. Pomimo wielu godzin spędzonych na miejscu za sprawą wielu setów, oprawy wizualnej czy atmosfery czas leci na The Warehouse Project bardzo szybko.
I jeżeli ktoś mnie się spyta czy warto wybrać się na jedną z imprez do Machesteru? Bez dwóch zdań odpowiem, że tak. Tutaj nie ma nad czym się zastanawiać. Wydarzenie jest dopracowane i nie ma się absolutnie do czego przyczepić. Można idealnie połączyć city break z imprezą i logistycznie jest to bardzo łatwe i przyjemne. Wcale mnie nie dziwi, że bilety się wyprzedają. Oby takich wydarzeń było więcej. Jestem pewny, że to nie ostatnia nasza wizyta Mayfield Depot.