Przed nami piąta edycja letniej imprezy, której głównym zadaniem jest promocja kobiecej sceny muzycznej. Wyjątkowy elektroniczny open-air zaplanowano 26. sierpnia na Zamku Dybowskim w Toruniu. Pięć lat temu rozmawialiśmy z organizatorkami i organizatorami tego wydarzenia, a tamten wywiad znajdziecie TUTAJ. Po tak długim czasie postanowiliśmy wrócić do poruszanych wtedy tematów i jednocześnie zapowiedzieć wydarzenie.

Kluboterapia:

W 2018 roku w wywiadzie dla Kluboterapii, pisaliście, że „Grające kobiety często doświadczają stygmatyzacji”. Przed imprezą Kobity:2 pytaliśmy Was o parytety na scenie, potrzebne czy nie, była mowa o kobiecych gwiazdach sceny… Trudno nie nawiązać do tamtego wywiadu pytaniem numer jeden: czy przez 5 lat wiele się w tym temacie zmieniło czy raczej niekoniecznie?

Misiek (w KO:BITACH od 2. edycji):

Z mojej perspektywy, a nie jestem osobą szczególnie wkręconą w muzykę klubową, zmieniło się wiele. Zdarza mi się od kilku lat przesłuchiwać sety na profilach Boiler Room, Resident Advisor czy niemieckiego HÖR i dostrzegam tam znaczący przyrost ilościowy DJ-ek. Chociaż może być to obraz nieco zniekształcony, ponieważ niemal od początku kibicowałem, a i byłem związany z pracą przy festiwalu KO:BITY, toteż moja uwaga mogła być szczególnie zwrócona na Panie za deckami. Jednak sukcesy takich postaci jak VTSS czy Sary Landry (ale też wielu innych), które królują na scenach największych festiwali, skłania mnie do myślenia, że wiele się poprawiło. Chociaż niezmiennie w zasłyszanych rozmowach w klubach/na festiwalach, a tym bardziej na forach czy social-mediach, daje się słyszeć/czytać teksty pokroju „niezłe, jak na laskę…”. Niestety.

Stygmatyzacja wynikała i być może nadal wynika z tego, że mężczyźni dominują przemyśle muzycznym i rozrywkowym, nie chodzi już o samych DJ-ów, ale o właścicieli studiów, wydawców, organizatorów, promotorów itd.. Częstokroć zaznajomione artystki irytowały się, że zawsze kiedy chciały coś same zorganizować pojawiali się „uprzejmi Panowie, którzy chętnie pomogą nie do końca ogarniętym, mniej doświadczonym koleżankom”, nawet jeżeli było to robione w tzw. „dobrej wierze” to w odczuciu dziewczyn miało to wyraźnie protekcjonalny charakter i ostro zalatywało mansplainingiem.

Patrycja Kontrasala (didżejka, odpowiedzialna za oprawę wizualną festiwalu):

Zmieniło się wiele, wydaje mi się, że teraz bardziej można już mówić o „partnerstwie”.

Magda Hamera (koordynatorka i inicjatorka festiwalu):

Tak, dostrzegam tę zmianę, ale np. w Polsce nie byłaby ona możliwa bez takich inicjatyw jak choćby Oramics czy nieskromnie mówiąc nasza :). Dlatego też, po 5 latach, wracamy z zupełnie nową odsłoną festiwalu. Tym razem KO:BITY reagują muzycznie na sytuacje w Ukrainie i trwającą tam wojnę, bo to wymaga obecnie zaznaczenia sprzeciwu (stąd hasło tegorocznej edycji festiwalu BEAT THE WAR).

Chcemy także “uwidocznić” dziewczyny grające muzykę elektroniczną w zupełnie nowym otoczeniu i kraju, dać im wsparcie, zaprosić na scenę i okazać solidarność. Tegoroczne KO:BITY przełamują bariery i otwierają line-up na chłopaków, warm-up zagrają przedstawiciele lokalnej sceny didżejskiej.

Kluboterapia:

Z mojej perspektywy największym problemem jest… ta łudząca anonimowość w internecie, jeżeli chodzi o krytykę niektórych imprez, zachowań, osób z różnych środowisk za deckami. W osobistych relacjach, wiele osób
zachowuje się zupełnie inaczej.

Magda Hamera:

Nie śledzę hejtu w Internecie, dla mnie to trochę strata czasu, aby koncentrować uwagę na toksycznych zachowaniach, mimo, że są pozbawione twarzy.

Misiek:

Anonimowość w sieci, hejt, krytykanctwo i zwykłe – powiem to bardzo eufemistycznie – czepialstwo 😉 dotyczy niemal każdej dziedziny życia. Taki urok Internetu i nowoplemion, które wytworzył. Zjawisko to nie omija to również imprez muzycznych/festiwali.

KO:BITY są narażone o tyle intensywniej ze względu na swoje „założenia statutowe”. Od początku opowiadają się za grupami marginalizowanymi lub wykluczanymi – z jakiś powodów – ze sceny, stoją jednoznacznie przeciwko seksizmowi, homofobii, przemocy, nienawiści. Promują twórczość kobiet i osób nieheteronormatywnych. Chcą tworzyć bezpieczną przestrzeń, w której każda osoba będzie czuła się komfortowo – takie postawy zawsze będą budzić frustracje i krytykanckie pojękiwania pośród grup, które uważały, że wszystko co robią i robili do tej pory było w porządku, a ktoś śmiał im powiedzieć, że jednak tak nie jest.

Post na Face czy Insta przyjmie wszystko i napisanie go przychodzi z dużą łatwością. W kontakcie bezpośrednim zazwyczaj te osoby tracą zacięcie i luzują z agresywnym tonem. Dlatego podobnie jak Magda, nie przejmuje się zbytnio krytykanctwem i hejtem w sieci. Znacznie bardziej wyczulony jestem na niedopuszczalne zachowania pośród publiczności w trakcie trwania festiwalu, kiedy przekraczane są granice prywatności, naruszana jest przestrzeń osobista, dochodzi do aktów przemocy czy niekonsensualnych praktyk o charakterze seksualnym. Na to w ramach KO:BIT staraliśmy się reagować z całą stanowczością i liczymy na to, że przyzwyczailiśmy naszą publiczność do tego, że w trakcie naszych imprez mogą czuć się swobodnie i bezpiecznie.

Kluboterapia: 

Przedstawcie tak w skrócie osoby z tegorocznego line-upu.

Magda Hamera:

Line-up zdominują w tym roku dziewczyny – emigrantki, którym oddajemy w tym roku scenę. Zagra Anna Borsuk, Facheroia mieszkające obecnie w Warszawie oraz Ceremonial Rite stacjonująca na co dzień w Berlinie. Do składu dołączy w tym roku Madikoptah związana z wrocławsko-warszawskim kolektywem Regime Brigade.

Kluboterapia:

Dzisiaj nikt nie ogranicza się do gatunków, już nie ma „house’owych” imprez, po prostu są elektroniczne, ale z pewnością można porozmawiać o inspiracjach osób z line-upu. Co usłyszymy na imprezie Ko:bity?

Ceremonial Rite:

Przez muzykę chcialabym wyrazic słodkie wspomnienia z lata (symbolicznie, bo jest to ostatni weekend). Szykuję eklektyczna kompozycję z elektro, acid house, trance i tribal jako hymn lekkości i promienności.

Madikoptah:

Jako że naprawdę lubię grać warm-upy, możecie spodziewać się mieszanki na zajawie. W mieszance pewnie przeważy inspirowana dancehallem bassowa elektronika z różnych stron świata, ale nie zabraknie też eksperymentów czy piosenek, do których dobrze tańczy się na ugiętych kolanach.

Anna Borsuk, Facheroia:

Pozostawiamy to jako niespodziankę 🙂

Kluboterapia:

Nie sposób zapytać o tegoroczny cel Waszej imprezy. Będziemy pomagać Ukrainie.

Anna Lamers, Fundacja Kosmos, Centrum Integracji “Łącznik”:

Tak, nie sposób zachować się inaczej, w Polsce mamy miliony uchodźczyń z Ukrainy, zatem pomysł na pomoc jest naturalny. Staramy się działać dwutorowo, z jednej strony, powiedzmy biernej, będziemy zbierały datki, dochody z cegiełek przeznaczymy na organizacje pomocowe. Z drugiej czynnej, tzn. podczas imprezy zagrają DJ z Ukrainy. Z jednej strony to szansa na zarobienie pieniędzy dla migrantek, z drugiej ciekawa okazja do uczestniczenia dla naszych gościń, będąc na emigracji można poczuć się jak w domu.

Natalia Konwerska, Fundacja Emic:

Tegoroczna impreza to protest party. Chcemy wyrazić swoją niezgodę na zbrojną agresję Rosji na Ukrainę. Jest to gest symboliczny, ale znaczący, zwłaszcza, że część grających artystek pochodzi właśnie z Ukrainy. Dla osób, które migrują i muszą mieszkać w nowym miejscu bardzo ważne jest aby kontynuować działania artystyczne, aby nie rezygnować z pasji. Artyści wykorzystują swój wizerunek w przestrzeni publicznej aby walczyć z opresją i wojną. Dla osób organizujących festiwal KO:BITY, których część wywodzi się z środowiska aktywistycznego, ważne jest aby nawet organizując imprezę taneczną móc wyrazić swój bunt i mieć wpływ na zmiany w społeczeństwie.

Misiek:

Każda edycja KO:BIT niosła za sobą jakieś przesłanie, idee, była wyrazem aktywizmu sprzeciwu i walki. Co więcej, często był to sprzeciw wobec problematyki, która była podówczas bardzo aktualna (zagrożenie dla praw kobiet, wzrastająca nagonka na osoby LGBTQ+). W tym momencie nie ma sprawy bardziej aktualnej, której trzeba stawiać zdecydowany opór, jak zbrodnicza agresja Rosji na Ukrainę. Piąta edycja festiwalu jest wyrazem tego sprzeciwu jak i działaniem pomocowym i integracyjnym dla osób uchodźczych, które na scenie, ale i pod głośnikami będą miały okazję do wspólnej zabawy, która jest jednocześnie działaniem politycznym wymierzonym w zbrodniczy reżim Putina, w myśl hasła Emmy Goldman: “Jeśli nie mogę tańczyć, to nie jest moja rewolucja”.

Kluboterapia: Chciałbym zapytać o Wasze… grafiki. My lubimy ładne plakaty i oryginalne koncepty. Kto stoi za tegoroczną, znakomitą oprawą?

Magda Hamera:

Za oprawą wizualną festiwalu począwszy od 2018 roku stoi nieprzerwanie Patrycja Krawczyk aka Kontrasala. Towarzyszy nam nie tylko jako ilustratorka i graficzka, ale także jako didżejka – Patrycja grała na KO:BITACH w 2018 roku.

Motywem przewodnim jest kobita, matrona, która nawiązuje symboliką do postaci Mona Lisy Leonarda da Vinci. To nasza brand heroska imprezy. Każdego roku przybiera inną formę wizualną, jej styl ewoluuje, ale wyraz twarzy jest ten wciąż ten sam – zawadiacki i świdrujący. Dla mnie to trochę aluzja do hasła: We can do it!

Koncept na promocję i identyfikacje festiwalu dorzuciło także Kompot Studio, które w tym roku odpowiedzialne jest za promocję wydarzenia i jego zasięgi.

Kluboterapia:

Zamek Dybowski to miejsce ciekawe, piękne, na pewno trochę zaniedbane i zapomniane. Z jednej strony świetna miejscówka, trochę underground, z drugiej strony: miejsce, gdzie trzeba dotrzeć, nikt nie wpadnie do Was
„przez przypadek”.

Anna Lamers:

Tak, to prawda. Miejsce jest wyjątkowe, historyczne, to tu narodziła się tu Anna Jagiellonka, jest też nieco zaniedbane, choć to akurat uważamy za atut, ponieważ daje pole do własnej aranżacji, jest czysta kartą, po której będziemy malowały światłem i cieniem, i to oszczędnie, tak, aby dać przestrzeni pracować.

Fakt, że nie będzie uczestników z przypadku, nie jest dla nas przeszkodą, choć myślę, że rozświetlony zamek widoczny z daleka może być jeszcze większym sygnałem dla osób “postronnych” niż zamknięta knajpa.

Natalia Konwerska:

Moim zdaniem nie można wymarzyć sobie lepszej miejscówki. Codziennie przez most przechodzą i przejeżdżają setki osób, czy to w dzień czy w nocy. I te osoby, nawet nie mając pojęcia, że istnieje taki festiwal jak Ko:Bity, zainteresują się tym niecodziennym wydarzeniem. Bo nie jest tajemnicą, że w Toruniu impreza po drugiej stronie Wisły, przy ruinach historycznego zamku, w plenerze to widok prawie tak rzadki jak UFO (śmiech). Na starówce na pewno też będzie nas słychać, więc uważam, wręcz przeciwnie – nastawiam się na sporo przypadkowych gości i gościń.

Kluboterapia:

Oglądaliśmy ostatnio jakiś rave sprzed 30 lat… Ludzie tańczyli w Wielkiej Brytanii w magazynie, a dj stał gdzieś za kontenerem, z boku, niewidoczny. Czas więc na odważne i kontrowersyjne pytanie: czy w elektronicznym świecie nie zaczęliśmy przywiązywać zbyt dużej uwagi do tego kto aktualnie gra? Wystawiać go na piedestał? Trochę robić z grających osób celebrytów? Gdyby prowadzący imprezę był niewidoczny, połowa tematów/wątków/problemów nigdy nie miałaby miejsca, a zabawa (podejrzewam), byłaby równie dobra.

Kasia Kaczmarek (współorganizatorka dziennej odsłony festiwalu KO:BITY vol.4):

Zakładam, że rozmawiamy hipotetycznie, o jakimś mitycznym stadium mainstreamu, do którego fajnie byłoby kiedyś dojść? Póki co widoczność to podstawowe narzędzie zmiany, w KO:BITACH zarówno od zawsze, jak i szczególnie w tej edycji, gdy artystki reprezentują grupę podwójnie marginalizowaną. Reguły gry są takie, a nie inne, więc oddajemy dziewczynom scenę i kierujemy na nie tyle światła, ile się da. Także dlatego, żeby wyobrażenia ludzi o tym, kto stoi za kontenerem w UK albo w Toruniu, były bardziej zróżnicowane.

Patrycja Kontrasala:

Na przestrzeni 30 lat wiele zmieniło się na scenie klubowej. Ma na to wpływ powszechna dostępność do Social Media, a co za tym idzie do kreowania wizerunku osób grających w sieci. Wcześniej image nie był tak dominujący, za to ważna była muzyka. Obecnie dostępność do produktów cyfrowych wprowadziła nowy etap widoczności na scenie.

Natalia Konwerska:

Do dziś są takie imprezy, ale trzeba wiedzieć jak ich szukać. Moim zdaniem zawsze istniał mainstream i underground. Teraz też organizowane są imprezy Free Tekno, również w Polsce, nie trzeba jechać do Londynu, na które ludzie idą dla muzyki a nie dla artysty. Z drugiej strony są znane nazwiska w środowisku i wynika to z ich zdolności i tego, że dobrze grają i to nie jest nic złego.

Misiek:

Mam do tego ambiwalentny stosunek. Z jednej strony doszło do fetyszyzacji gwiazd za deckami, co jest odejściem od kontrkulturowych korzeni rave-ów. Wytworzył się pewien archetyp smutnego berlińczyka w czarnej obcisłej koszulce (haha), a ktoś kto był szatniarzem w Berghain w Polsce mógł występować jako headliner ;).

Nadal lubię undergroundowe, free tekowe imprezy gdzie artyści schowani są za potężną ścianą soundsystem, a na imprezie panuje atmosfera swobody i wolności ekspresji własnej osoby. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że muzyka elektroniczna, w różnych jej odmianach, z dużym akcentem na muzykę techno, przez te 30 lat stopniowo zaczęła wchodzić do mainstreamu i teraz właściwie, podobnie jak z rapem, trudno ją od rzeczonego głównego nurtu oddzielić. Dla mnie kwestia jest następująca, samo wystawienie na piedestał artysty nie jest czymś z gruntu złym, a może przynieść coś pozytywnego, szczególnie kiedy artysta o dużej sławie i dużych zasięgach opowie się za kwestiami ważnymi społecznie, zwróci uwagę na liczne problemy itd. Taka postawa to jest poniekąd zwrot ku początkom imprez z muzyką elektroniczną, która była kontrkulturowa i walczyła z bardzo konkretnymi problemami społecznymi czy politycznymi jak np. rasizm, homofonia czy brutalność policji.

Kluboterapia:

Przeglądając stare plakaty odkryliśmy, że w 2016 roku w Toruniu zagrała VTSS. Kilka lat później jest wręcz headlinerką topowych festiwali, gra na Time Warp czy Awakenings obok gwiazd sceny i jest chyba najlepszym
przykładem, że za każdym sukcesem stoi ogrom pracy i wielka pasja. Jej sukces pomaga też promować wartości, o których wspominacie w trakcie swoich imprez?

Magda Hamera:

To ciekawe, bo akurat VTSS grała na pierwszej undergroundowej i pilotażowej edycji imprezy w LAB36 właśnie w 2016 roku 🙂 Obserwowałam jej rozwój i działalność w Oramics, a potem karierę zagranicą. Zgadzam się – pasja i determinacja to duża część sukcesu. I nie trzeba być kobietą czy mężczyzną, by to osiągnąć.