Jak co roku w tym samym czasie co Sónar Festival w różnych zakątkach przepięknej Barcelony odbywały się imprezy poboczne, które cieszą się tak ogromnym zainteresowaniem jak sam event.

Wydarzenia są organizowane przez agencje muzyczne, producentów czy osoby prywatne. My w tym roku także postanowiliśmy wybrać się na cykl imprez OFF Sónar, które przez kilka dni odwiedziło ponad 31 tysięcy uczestników.

Podczas czterech dni na kilku scenach zagrało 71 artystów. Redakcja Kluboterapii swoją przygodę rozpoczęła od imprezy organizowanej przez label Innervisions.

To miała być nasza odskocznia od Sónar Festival (relacja TUTAJ). To miała być kolejna impreza jakich wiele. Nie oczekiwaliśmy nic innego niż po prostu kilku drinków z muzyką w tle. Ale… to co zobaczyliśmy na miejscu zaskoczyło nas tak bardzo, że nie chcieliśmy wracać do domu.

Po pierwszych sekundach spędzonych na terenie wydarzenia wiedzieliśmy, że będziemy świadkami czegoś niesamowitego. Lokalizacja zrobiła na nas ogromne wrażenie. Przez dobrą godzinę chodziliśmy z otwartymi buziami mając gdzieś fakt, że nasz ulubiony artysta Trikk właśnie gra swój latynoski set, który idealnie pasował do miejsca.

Poble Espanyol jest małym miasteczkiem łączącym różne style architektoniczne. Przechodząc z jednej sceny na drugą można naprawdę się zauroczyć tym miejscem, zobaczyć Hiszpanię w pigułce i zapomnieć o tym kto gra. Do tego wszystkiego strefy chill out z barami zostały umieszczone w miejscu, gdzie można było pić i jeść z widokiem na całą Barcelonę. Niesamowity klimat!

Tego dnia na kilku scenach zagrali Trikk, KiNK, Ame, Dixon, Marcel Dettman, Apparat, Gerd Janson, Motor City, Drum Ensemble, HAAi, Or:la czy John Talabot. Usłyszeć wszystkich oczywiście graniczyło z cudem, ale taki urok wydarzeń plenerowych.

Jednak bez względu gdzie się nie pojawiliśmy, tam wszędzie natrafiliśmy na interesującego artystę. Niektórzy jak Trikk, Dixon, Gerd Janson, HAAi czy Motor City Drum Ensemble grali podczas tej imprezy kilka razy.

Jednym z ciekawszych występów odbył się na scenie Plaza Mayor, gdzie wspólnie zagrali Frank Wiedemann oraz KiNK. Podczas ich live ogromny plac wypełnił się po brzegi. Dobre nagłośnienie i tłumy przypominały atmosferę znaną z niejednego festiwalu. A zagranie przez duet numeru The Chemical Brothers tylko dodało oliwy do ognia.

Zupełnie inna atmosfera panowała w Upload. Kolejna scena znajdowała się w środku kamienicy. Ciężko opisać to, co działo się w tych murach… Grający Dixon z Motor City Drum Ensemble roznieśli małą, kameralną salę, gdzie przez cały czas dominowało czerwone oświetlenie.

Umieszczona pomiędzy ludźmi DJka była bardo dobrym rozwiązaniem. Jeżeli, ktoś się mnie spyta jak wygląda muzyczne piekło… to właśnie tak. Usłyszenie w takich warunkach, pośród ścisku, krzyków i niekończących się oklasków numeru Tunnelvisions – „Rain Dance” było niesamowitym muzycznym przeżyciem.

Niedziela była ostatnim dniem maratonu z OFFSónar. Tego dnia na terenie Pablo Espanyol odbyły się trzy różne imprezy. My zdecydowaliśmy się na Outlier. Jedna scena ulokowana obok zabytkowego kościoła,  pięciu artystów, zero biegania, kameralnie z widokiem  na Barcelonę. Więcej do szczęścia nam niczego nie brakowało.

Ten dzień rozpoczęliśmy od Totally Enormous Extinct Dinosaurs. Artysta ma na swoim koncie dobrze przyjęte produkcje oraz album. Było to nasze pierwsze spotkanie z producentem, który tego dnia zagrał fajny disco – housowy set. Dobre rozpoczęcie.

Jednak najbardziej wyczekiwanym przez nas był Mathew Johnson. Nie jest łatwo usłyszeć go na żywo, tak samo nie można usłyszeć często na takich wydarzeniach… minimalu. Nie zabrakło oczywiście „When Loves Feels Like Crying”. Pod względem muzyki, najlepszy występ tego dnia.

Niestety tego samego nie można powiedzieć o kolejnym w kolejce Agorii, który nie miał pomysłu na swój set. Grał bez sensu puszczając czasem nie pasujące do siebie numery po prostu nudząc. Co prawda zagrał m.in.  Cerrone – „Supernature” czy swoje produkcje „You’re not alone (Solomun remix)” czy „Remedy (Mano remix), ale to trochę za mało by ucieszyć nasze redakcyjne prawe ucho.

Ostatnim tego dnia był Bonobo. I to właśnie na niego wszyscy czekali. Producent zagrał set  składający się przede wszystkimi z wielu swoich produkcji. Jednak sporym zaskoczeniem na pewno było zagranie numerów &Me – „Rapture part. II”, Keinemusik – „Muyê” czy znakomitego klasyka St Germine – „Rose Rouge”. Rewelacyjny, przemyślany set. Bonobo tak samo dobry jak na koncertach.

Czy warto wybrać się na OffSónar? Zdecydowanie tak. Koniec podsumowania. Do zobaczenia za rok w czerwcu.